Przyznaję, byłem lękliwym dzieckiem, a moja osobista lista lęków była bardzo długa.
Na pierwszym miejscu znajdował się bez wątpienia las za szkołą, przez opowieści mojego brata o potworze tam się ukrywającym.
Mój
dziecięcy instynkt podpowiadał mi, że w tym cieniu drzew kryje się coś
bardzo złego. Dlatego zawsze po usłyszeniu ostatniego dzwonka, co sił
pędziłem do domu. Czułem, że za mną pędzi ciemny cień i muszę biec ile
sił w nogach, by mnie nie złapał. Mój brat oglądając moje codzienne
zmagania stwierdził, że kompletnie oszalałem, ale ja wiedziałem, że jak
tylko na moment zwolnię to już nie będzie odwrotu.
Tego dnia czułem,
że bestia już prawie mnie dogania na moście, kiedy to na mojej drodze
stanął nieznany mi mężczyzna. Kiedy zbliżałem się do niego, ku mojemu
zdziwieniu bestia zaatakowała go! Przecież do tej pory tylko ja byłem w
stanie ją zobaczyć. Mimo przerażenia obejrzałem się za siebie. Cień
wepchnął mężczyznę do wody, przy tym prawie przecinając go na pół.
Porwał go nurt rzeki, a mężczyzna chyba już w agonii krzyczał coś do mnie i
machał rękoma, jednak ja nie byłem w stanie usłyszeć jego słów. Kiedy już
znalazłem się w domu opowiedziałem o tym wszystkim rodzicom, którzy
zgłosili sprawę policji.
Po kilku dniach znaleziono ciało
zmasakrowane od pasa w dół ciało mężczyzny. Nie miał dokumentów przy
sobie i nikt nie zgłosił jego zaginięcia, więc został uznany za NN. Ja z
kolei przestałem odczuwać obecność czarnej postaci i powoli wyrastałem z
moich lęków.
Wróciłem w rodzinne strony po 30 latach, by pochować
moich rodziców, którzy zginęli w wypadku samochodowym. Kiedy
przekroczyłem próg domu powróciły wspomnienia i po pogrzebie udałem się
na przechadzkę ulicami miasteczka. Ostatni punkt spaceru stanowił
zabytkowy most.
Kiedy
już miałem wracać zobaczyłem małego chłopca, który biegnie, co sił w
nogach. Kiedy zbliżał się do mnie odkryłem, że to ośmioletni ja...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz